Armenia – dziennik podróży, dzień siódmy i ósmy

I tak oto, po tygodniu w Hajastanie, nadszedł ostatni dzień naszego wyjazdu.
Ranek 19 maja wita nas pięknym widokiem Araratu przez okna naszego hotelu.
Na początek dnia jedziemy do Asztarak, miasta leżącego w kanionie rzeki Kasach. Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymujemy jest klasztor Karmrawor. Jego pełna nazwa brzmi Surp Astwacacin. Jest on maleńki, ledwo mieści się w nim kilka osób. Zachował się jednak w niezmienionej postaci od VII wieku naszej ery. Otaczają go staroormiańskie chaczkary.
Przez kręte uliczki Asztarak docieramy do ruin klasztoru Cirnawor, pochodzącego z V wieku. Pozostały z niego właściwie jedynie 4 ściany, lecz w środku znajdujemy ślady świadczące, że nadal jest otaczany miejscem kultu dla mieszkańców miasta.
Stojąc przy Cirnawor patrzymy na widoczny w dole kanion rzeki. W dole most z tufu, zbudowany w 1664 roku, lecz będący w idealnym stanie i wciąż w użytku.
Naszym następnym przystankiem jest klasztor Saghmosawank – klasztor psalmów. Według legendy, po jego zbudowaniu mnich przez 40 dni czytał psalmy. Nie ma tu nikogo poza nami, kozami i cielakami. Największą atrakcją kościoła jest asymetryczne pomieszczenie biblioteki – miejsce, w którym księgi przepisywano, magazynowano i chroniono. To znacznie większe i bardziej bogato zdobione pomieszczenie niż właściwa kaplica.
Ostatnim postojem na naszej drodze jest klasztor Mughni, zanurzony w cieniu ogrodu i dymie kadzideł. Zwiedzamy należący do klasztoru kościół Surp Geworg.
Droga powrotna do Erywania jest okazją do nauki ormiańskiego – Garik tłumaczy nam sposoby zapisu liczb przy użyciu liter alfabetu. Opowiada nam także o kontrastach współczesnej Armenii, z pogardą pokazując rezydencje nuworyszy.
Jedziemy do znajdującej się w Erywaniu wytwórni koniaków Ararat. Cały zakład wypełnia zapach koniaku, który będzie nam przypominał spędzony w Armenii czas jeszcze długo po wyjeździe – za każdym razem, gdy otworzymy butelkę koniaku. W zbiorach przyfabrycznego muzeum znajdują się najstarsze butelki, wciąż zawierające koniak, butelki wysyłane Churchillowi przez Stalina (Ararat był jego ulubionym alkoholem), beczkę, która zostanie otwarta w dniu zakończenia konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem o  Górski Karabach, a także zbiór beczek, należących do  polityków, artystów i znanych na całym świecie person.
Po degustacji koniaku robimy zaopatrzenie w sklepie – poza oczywistym napitkiem kupujemy także wonną ormiańską herbatkę, jaką mieliśmy okazję pić kilka dni wcześniej w skalnej grocie.
Po szybkim pakowaniu w hotelu ruszamy na ostatnią wizytę w Erywaniu. Dzięki wskazówkom kierowcy docieramy na ormiański targ złota. To ogromny, czteropiętrowy budynek, wypełniony straganikami, na których można kupić bądź sprzedać praktycznie każdą formę złotej biżuterii.
Na obiad idziemy do znajdującej się niedaleko restauracji. Stary właściciel od drzwi opiekuje się nami – na koszt firmy daje nam dzban wina i zakąski. Później, za jego namowami, zamawiamy wspaniałą ucztę – dolma, jogurtowa zupa, oliwki, desery, domowy kompot…
 
Na zakończenie wieczoru i naszego pobytu w Hajastanie oglądamy pokaz grającej fontanny na głównym placu Erywania…

Brak możliwości komentowania.